Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znamy szczegóły sprawy

Renata Zdanowicz
pixabay.com
Rok w zawieszeniu oraz pięcioletni zakaz wykonywania pracy nauczyciela i instruktora domu kultury. - Nie dałem się zastraszyć - mówi pokrzywdzony.

Postępowanie prokuratora i proces sądowy trwały półtora roku. Tydzień temu, 29 czerwca sędzia odczytał wyrok, zgodny z tym, czego żądał prokurator. - Jeden rok pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem wykonania kary na okres trzech lat próby; pięć lat zakazu wykonywania zawodu nauczyciela i instruktora sekcji artystycznej domu kultury, a także zadośćuczynienie na rzecz pokrzywdzonego w kwocie 10 tysięcy złotych - potwierdził nam prokurator Krzysztof Pieniek.
Tak sąd ukarał, nieprawomocnym wyrokiem, znanego w miasteczku nauczyciela gimnazjalnej matematyki i instruktora cenionego za artystyczne dokonania z zespołem szkolnym i sekcją domu kultury. Za co? W lutym zeszłego roku, 38-letni nauczyciel gimnazjalny zabrał chłopaka spod domu, w którym ten mieszkał, i zawiózł do swojego mieszkania znajdującego się w małej osadzie w sąsiedniej gminie. W zaciszu domowym zdarzyć się miało to, czego nie ogarnia wyobraźnia normalnego człowieka.

Oskarżony, jak to ujął prokurator, „...stosując podstęp poprzez podanie małoletniemu alkoholu, nakłanianie go do jego wypicia i spowodowanie u niego w ten sposób stanu nieprzytomności, doprowadził go do poddania się innej czynności seksualnej”.

Zgłosił policjiDla ucznia, który wytoczył proces nauczycielowi i swojemu instruktorowi tańca nie było to łatwe półtora roku. Wielu ludzi, zwłaszcza tak młodych, nie miałoby odwagi, a on zgłosił zdarzenie policji, wystąpił do sądu i wytrwał przy swoim. - Może dlatego, że nie przejmuję się opinią ludzi, nie obchodzi mnie to, co mówią. Oczywiście, jeśli to jest takie rozmawianie między sobą, że ktoś obgada mnie za plecami, to tym się nie przejmuję - tłumaczy nasz rozmówca.

Nie rozpytujemy o tamtą konkretną sytuację. - Z tamtego wieczoru niewiele pamiętam - przyznaje. - W momencie, kiedy wracałem taksówką do domu po tej całej sytuacji, zdecydowałem się, już przed samym Świebodzinem, że pojadę na policję. Przez całą drogę nie myślałem o tym, ani mi tego taksówkarz nie sugerował. Taki odruch - nie jedziemy do domu, jedziemy od razu na policję.

Jak przyznaje, na komendzie zgłoszenie zostało przyjęte bez problemów. My dowiedzieliśmy się w prokuraturze, że policja jednak zaniedbała niektóre czynności, nie zabezpieczyła dowodów. Kiedy prokurator natychmiast podjął sprawę, wiadomo było, że temat jest poważny. Mieszkańcy podzielili się na tych, którzy nie uwierzyli, że chłopak zmyśla oraz na tych, którzy buńczucznie stanęli po stronie nauczyciela. Wielu wolało wstydliwie milczeć. - Nie przejmuję się do dzisiaj tą opinią ludzi. Teraz przynajmniej wiem, kogo mogę uważać za przyjaciół, kogo nie - ucina pokrzywdzony.

Nieprawdziwy obrazMa prawo czuć się zawiedziony? W momencie, kiedy to się stało, nie był osobą pełnoletnią. - Oskarżonego znam z zespołu, podobnie jak i dwie nauczycielki. Jedna postawiła sprawę jasno, co wie, to powie w sądzie. Druga natomiast powiedziała mi, że co by się nie stało, ona i tak będzie za jego rodziną, bo zna się z nim tyle czasu. Zeznawała w sądzie w taki sposób, że z wielkiej przyjaciółki stała się mi osobą, której teraz nie chcę znać. W sądzie zaczęła się bawić w psychologa, wystawiać opinie o mnie.

Proces odbywał się za zamkniętymi drzwiami. Sąd chciał chronić nastolatka, który w trakcie procesu nie chciał z nami rozmawiać. Po wyroku opowiedział nam, co się działo na sali. - Oskarżony sam się przyznał, że dużo chłopaków do niego do domu przyjeżdżało. Trzymał się takich w moim wieku czy młodszych, którzy mieli problemy w domu. Stworzył taki obraz mojej historii życiowej, że niby całe życie byłem poszkodowany. To nieprawda.

Gwałtu nie byłoPokrzywdzony mógł liczyć na wsparcie trzech nauczycielek ze swojego byłego gimnazjum, które od początku stanęły po jego stronie. Miały odwagę przeciwstawić się reszcie grona pedagogicznego. - Kolegów w klasie miałem wyluzowanych. Któregoś razu kolega do mnie podszedł i zapytał jak tam sprawa z oskarżonym. Niektórzy się z tego śmiali, mieli dużo informacji nieprawdziwych, prostowałem. Oczywiście, nie opowiadałem o całym zdarzeniu. Nie było jakiegoś gwałtu, jak to gdzieniegdzie pisano czy mówiono - zastrzega. - Wiem, że szkoła była podzielona na za i przeciw. Koledzy, na których liczyłem, dogadali się z oskarżonym. Kiedy mówili nie po jego myśli, chciał żeby ich ponownie przesłuchiwać. Robił cyrk na sali, chyba myślał, że on cały czas jest na scenie. Skończyło się gwiazdorzenie. Szkoda mi jego rodziny. Jego żonę i dzieci bardzo lubiłem. Niejednokrotnie przyjeżdżałem do niego jak robiliśmy elementy do scenografii, nawet w pracach podwórkowych mu pomagałem.

Lepiej być ostrożnymCo po całej tej batalii chce powiedzieć innym nastolatkom? - Że nigdy w życiu bym nie nawiązał takiej relacji z nauczycielem, przyjacielskiej, ze zwierzaniem się. Są uczniowie, którzy spotykają się z oskarżonym w mieście, rozmawiają z nim jak z kolegą mimo, że mają 16, 17 lat a on 40 prawie. Nie polecam tego nikomu. Jeżeli ktokolwiek ma z nauczycielem taki kontakt, to jest on dziwny. Nie zachowuje się tak, jak nauczyciel powinien. Jeżeli widać jakieś oznaki, że coś jest nie tak, lepiej od razu się wycofać.

Coś było nie takJak teraz postrzega swojego dawnego mentora? - Miałem do niego ogromny szacunek, ogromne zaufanie. Znałem się z nim przez kilka lat. On ma taki schemat działania: zdobycie zaufania, naderwanie tego zaufania, żeby ktoś się bardziej postarał i później to zaufanie przepada. Coś się zawsze stanie. Dlaczego absolwenci, którzy wyszli z gimnazjum, idą na studia, mają ponad 20 lat odcinają z nim kontakt? Zaczynają rozumieć, że coś było nie tak. Jest dużo takich osób, dużo do mnie dzwoniło, absolwenci, których niekoniecznie znam. Mówili, że z perspektywy czasu stwierdzili, że jego zachowanie nie było właściwe.

Zastraszony? Co stracił? Nie odbiło się to na mnie. Wiedziałem, że jeżeli to się na mnie zacznie odbijać w jakiś sposób, to ja przegram tę sprawę. Bo się po prostu w pewnym momencie poddam i będę miał dosyć. Za wszelką cenę nie dałem się zastraszyć.
Kara. Czy daje satysfakcję? - Z jednej strony przyjęcie kogoś takiego do pracy w szkole nie będzie chyba raczej możliwe. On już jest skreślony. Wyrok sądu pasuje mi jak najbardziej.

Omijali zakazNasz rozmówca przyznaje, że jest jeszcze dyrektor domu kultury i to, w jaki sposób się zachował po całej tej sytuacji. - Byłem u niego po tym, kiedy powiedział waszej gazecie, że jestem niezrównoważony emocjonalnie, mimo tego, że on mnie nie zna. Razem z adwokatem zastanawialiśmy się, co z tym zrobić. Myślę, że niebawem można się spodziewać procesu o zniesławienie.

Dodajmy, że dyrektor nie przejął się zakazem zbliżania się oskarżonego do zespołu. Każdy, kto chodził na spektakle czy inne imprezy z udziałem zespołu, widział przebywającego tam odsuniętego instruktora. - Przy pierwszej imprezie pracował przy oświetleniu mimo, że miał zakaz zbliżania się. Teraz zobaczymy, czy dyrektor chętnie zatrudni z powrotem tego pana - ironizuje nasz rozmówca. Dodaje, że zastanawia się również nad powództwem wobec jednej z nauczycielek, która zeznawała w sądzie i upowszechniała na jego temat nieprawdziwe informacje.

Runęło dobre imięZespół był wizytówką gimnazjum i wielkim sukcesem szkoły. Wyjawione zakulisowe tajemnice znacznie nadwyrężyły dobre imię placówki. Ogłoszenie wyroku zbiegło się z odejściem dyrektorki, która nie potrafiła, bądź nie chciała przeciwstawić się swojemu pupilowi. - Zmniejszanie dystansu następowało od lat. Nie stawiano mu tej granicy - uważa poszkodowany. - I nauczycielom w szkole będzie łatwiej, i nowemu dyrektorowi, że go nie będzie. Mam nadzieję, że nowy dyrektor zrobi coś z zespołem. Z tym, jakie tam są skrócone relacje pomiędzy wychowawcą a uczniami.

Wspierali po cichuNasz rozmówca przez całe półtora roku szukał informacji, które mogły by mu pomóc. Nawiązał wiele kontaktów, wiele osób go wspierało, choć po cichu. - Jestem bardzo zadowolony z pracy prokuratury i sądu - podkreśla. Ma nadzieję, że do grudnia będzie po apelacji, wszystko się ostatecznie wyjaśni. - Chciałbym nowy rok zacząć „na czysto” - mówi.
Na odczytaniu wyroku oskarżony nie pojawił się. Na naszą próbę kontaktu drogą elektroniczną nie zareagował.
Ryszard Graczyk, kierownik gminnej oświaty powiedział nam: - Artykuł 26 Karty Nauczyciela mówi, że stosunek pracy nauczyciela wygasa z mocy prawa, w razie prawomocnego skazania za przestępstwo popełnione umyślnie.
Mamy nadzieję szybko poinformować o ostatecznym zakończeniu sprawy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska