Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wynajmujący chce się nas po prostu pozbyć!

Renata Zdanowicz
Renata Zdanowicz
W głębi podwórza stoi wielorodzinny budynek, a w nim 12 mieszkań. Nikt z lokatorów nie ma zameldowania. Większość nie posiada żadnych umów.

Wielorodzinny budynek w głębi podwórza, nieotynkowany, dwupiętrowy, w centrum miasta. Udajemy się tam po sygnale telefonicznym. - Właściciel wyrzuca lokatorów z mieszkań, wśród nich są dzieci, kobieta na dwa tygodnie przed porodem - mówi głos w słuchawce.

Umawiamy się na rano. Kiedy wchodzimy na podwórko, gromada ludzi kłóci się między sobą, przekrzykując się wzajemnie. Początkowo udaje nam się odejść na bok z właścicielami posesji. Nic to jednak nie daje, wśród krzyków nie udaje się nam uzyskać żadnego konkretu. Orientujemy się, że pokrzywdzeni to ta większa grupa przed drugim budynkiem. Ludzie wołają nas w swoją stronę. Wchodzimy do jednego z mieszkań, a z nami kilkoro lokatorów.

W bloku jest 12 mieszkań. Wczoraj zjawił się tu mężczyzna, który się przedstawił jako nowy właściciel budynku. Miał poinformować lokatorów, że za dwa tygodnie zaczyna remont w budynku i mają się wyprowadzić. - Powiedział, że po remoncie zamierza podnieść jeszcze raz tyle czynsz, mamy płacić ponad tysiąc złotych - relacjonują lokatorzy.
Mieszkania to pokój z aneksem i łazienką. Komfortu nie ma, ale żyją tu także rodziny z dziećmi. Ludzie mówią, że płacą 450 - 550 zł czynszu. To dużo mniej niż żądają inni. Niektórzy mieszkają tu już po kilka lat. Prosimy o pokazanie umów najmu. Okazuje się, że tylko kilka osób ma jakieś oświadczenia.

Podczas gdy staramy się ustalić warunki, na jakich mieszkają lokatorzy, ktoś rzuca, że właściciel wyłączył prąd jednej z rodzin. Kobieta (mieszka tu już 4 lata) pokazuje skrupulatnie prowadzony zeszyt, z którego wynika, że ma uregulowane opłaty za prąd. O tym, że czynsz zapłaci dopiero z końcem lipca poinformowała właściciela. Ten i tak wyłączył prąd. Ktoś zawiadamia policję. Po dłuższym czekaniu dwóch funkcjonariuszy próbuje wytłumaczyć właścicielowi, że powinien włączyć prąd. - Należności należy egzekwować na drodze cywilno-prawnej. Nie może pan wyłączać prądu. Nie może pan tak robić na własną rękę - poucza mł. asp. Mariusz Chrustowski. Policyjne prośby są bezskuteczne, prąd zostaje włączony dużo później.
Ponownie na podwórku rozgorzewa dyskusja. Mieszkańcy zarzucają zatajenie faktu przejęcia budynku wraz z lokatorami przez nowego właściciela i słowne powiadomienie o tym fakcie na dwa tygodnie przed przymusowym opuszczeniem lokali. - Nie dostaliśmy pisemnego wypowiedzenia - mówią. Ponadto zarzucają właścicielowi, że nie wystawiał rachunków za opłaty i niechętnie odnosił się do wystawiania umów na wynajem. Właściciel broni się mówiąc, że nie spisywał umów, nie dawał pokwitowań, bo to lokatorzy ich nie chcieli. Mieszkańcy zarzucają także oszustwa przy rozliczeniach. Właściciel jest ponoć w posiadaniu kajetu, którego nie chce ujawnić ani nam, ani policji.

Kolejny zarzut dotyczy zawyżania opłat za wodę i prąd, pobieranych rzekomo według uznania a nie stanu licznika. Ludzie skarżą się także na nieusuwanie zgłaszanych usterek, udostępnianie zdewastowanych, niewyremontowanych lokali. - Sami musimy sobie remontować mieszkania - mówią wynajmujący. - Co oni za remonty robili, tapetę położyli i to wszystko - bagatelizuje żona właściciela nieruchomości.

W obecności policjantów padają też zarzuty wchodzenia do mieszkań pod nieobecność lokatorów, przetrzymywanie ich rzeczy pod zastaw za opóźnienie opłat. - Tak mi kazał robić sąd - twierdzi właściciel.

Inną kwestią jest higiena i bezpieczeństwo. - Zalegające śmieci, posute lodówki, meble, telewizory, źle zabezpieczone drewno może się osunąć, szczury - wyliczają wynajmujący. - Budynek nie spełnia podstawowych norm bezpieczeństwa, brak gaśnic, wąskie schody, drzwi otwierają się na zewnątrz blokując schody na klatce, brak oznaczeń drogi ewakuacji.

Te wszystkie zarzuty jakby nie docierają do małżeństwa właścicieli. - Mamy dosyć udręczania się z lokatorami, nie chcemy już ich tu - wykrzykuje kobieta. Po chwili łagodnieje i dodaje: - Kto nie znajdzie czegoś innego, nie będzie się musiał wyprowadzać. Nikt nikogo nie wyrzuca, kluczy nie zabrał. Mąż dodaje, że lokatorzy źle się zachowują, palą papierosy, często trzeba wzywać policję. Z obu stron konfliktu padają wzajemne oskarżenia o nadużywanie alkoholu.

Udaje nam się ustalić nowego właściciela nieruchomości. - Ci ludzie nie muszą się w wyprowadzać, wszystko jest opanowane. Nabyłem ten cały budynek. Wszystko będzie prawnie regulowane, będę to teraz normował. Nikt na bruk nie poleci. Dogadałem się z lokatorami. Od sierpnia ja zaczynam zarządzanie - mówi nam, zastrzegając sobie niepodawanie nazwiska.

Zgoła odmienną wersję wyjawiła kobieta, która zadzwoniła do redakcji podając się za córkę właściciela mieszkającą w Szwecji. - Ojciec chce ratować uchodźców z Ukrainy i to dla nich mają być te mieszkania - wykrzyczała w słuchawkę.

Pytamy, kim są lokatorzy? - Chodzę do pracy, od wczoraj denerwuję się, cały się trzęsę, chciało mi się płakać. Mam stałą pracę, chcę ją utrzymać - zwierza się młody mężczyzna. - Każdy za pracą przyjechał. Gdzie mamy wracać, dokąd? Jak wrócić na wioskę, pociągów nie ma, autobusy pozabierali - mówią nam. - Chciałam się starać o dodatek do mieszkania, nie dostałam, nie meldują nas, siedzimy tu na czarno. Panie z opieki przychodzą, położna, policja przyjeżdża, wszystkie instytucje wiedzą, że my tutaj mieszkamy, a to prawnie nawet nie jest budynek mieszkalny - opowiadają.

W Świebodzinie powstaje coraz więcej miejsc pracy, co się wiążę z przyjazdem do miasta nowych pracowników. Tymczasem sytuacja na rynku mieszkaniowym jest dramatyczna. Pracownicy zatrudniani za minimalną, lub niewiele wyższą pensję, nie są w stanie wynająć mieszkania na rynku. Zapytaliśmy burmistrza, jakie plany mają władze miasta w zakresie mieszkań komunalnych w związku z dynamicznym rozwojem przedsiębiorstw? - W najbliższym czasie nie będą budowane mieszkania komunalne. Gmina dysponuje 482 mieszkaniami, w tym 104 to lokale socjalne. Odzyskujemy mieszkania tylko po zgonach - poinformował Stefan Kapała z urzędu miejskiego.

Takich sytuacji jak opisana wyżej jest pewnie wiele. Zdesperowani lokatorzy postanowili złożyć zawiadomienia o warunkach, w jakich przyszło im egzystować do kilku instytucji kontrolnych. - Nie damy się poniżać i zastraszać! - mówią nam lokatorzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska