Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawdziwy świebodziński klezmer

Wiesław Zdanowicz
Jerzy „Raczek” Raczkowski
Jerzy „Raczek” Raczkowski Archiwum prywatne
W smutnym szeregu kolegów - odszedł Jurek „Raczek” Raczkowski, prawdziwy świebodziński klezmer, powszechnie ceniony człowiek-orkiestra

Jerzy „Raczek” Raczkowski urodził się 8 września 1957 roku. Z wykształcenia był technikiem mechanikiem, ale wszystkim i przede wszystkim kojarzył się z muzyką.

I nagle odszedł, w niespełna dwa tygodnie po swoich 58. urodzinach. Świat dźwięków równie nagle zapadł w grobową ciszę.

Przyjaciela - muzyka tak wspomina bębniarz Władysław „Zeppelin” Jackiewicz: - Z Jurkiem bylem w pewnym okresie prawie tak mocno zaprzyjaźniony jak z Jerzym Grabką (zespoły Wulkan i Wir - dop. red.). W sumie i jeden i drugi byli moimi mistrzami. Na początku lat 70. J. Grabka zapoznał mnie z arkanami rocka. Na początku lat 80. Kuba Jarecki wprowadził mnie w klimaty jazzu. W tzw. międzyczasie ogromną rolę na podnoszenie moich umiejętności „drumerskich” miał Jurek Rawski i wreszcie pod koniec lat 80. dostałem propozycję od Tomka Szubczyńskiego i Jurka Raczkowskiego, zagrania w „Jublu” (uwaga dla młodszych czytelników: tak nazwano potocznie restaurację „Jubileuszowa”, w której 3 - 4 razy w tygodniu odbywały się zabawy i dancingi). To było, o ile pamiętam, w latach 1987-90.

- Bardzo miło wspominam współpracę z Raczkiem. Jako człowiek bardzo oddany i lojalny. Jako muzyk bardzo ambitny i wymagający, zarówno od siebie, jak i innych. Spędziliśmy w ”Jublu” mnóstwo czasu. Graliśmy dwa razy w tygodniu dancingi, a często jeszcze w niedzielę imprezy typu choinka, spotkania firmowe itp. Musiałem to wszystko pogodzić jeszcze z bardzo odpowiedzialną pracą w Urzędzie. Byliśmy młodzi i cholernie wytrzymali. Potrafiliśmy w nawale pracy dodatkowo grać na wioskach. W repertuarze mieliśmy prawie wszystkie przeboje z tamtych lat... a więc piosenki z list przebojów 1987, 88, 89, 90. Ale też i Wioletty Willas słynne „Mamo”, tanga, rumby z lat 40-tych. Po prostu bardzo szeroki wachlarz możliwości instrumentalno-wokalnych Jurka pozwalał nam zaspokajać gusta wszystkich odbiorców. Dancingi najczęściej kończyły się dogrywkami. Najgorzej wychodzili na tym mieszkańcy pobliża Jubileuszowej, za to bywalcy byli zachwyceni. Wprawdzie ciężko było mi się przestawić z ostrego rocka na dancingowe przeboje, ale kunszt Jurka bez większych problemów wprowadził mnie bezboleśnie w „ inną bajkę” - równie ekscytującą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska